Pierwsza refleksja, która pojawiła się po lekturze meila Ewy Panufnik pt.: “Kim byś była i jak wyglądałoby twoje życie, gdyby w ogóle nie zależało Ci na aprobacie innych ludzi?” przyniosła zdziwienie. Mnie nie specjalnie zależy na akceptacji innych ludzi.
Po chwili pojawiły się ślady różnych zmagań, które doprowadziły mnie do aktualnej sytuacji. Bo prawda jest taka, że nie zawsze tak było. Kiedyś nie bardzo mogłam pojąć, dlaczego są ludzie, którzy mnie zwyczajnie nie lubią.
Odkrycie, że można mnie nie lubić tylko dlatego, że ktoś mi zazdrości bylo zdumiewające. Podobnie było z uswiadomieniem sobie, że można mnie nie lubić, bo kogoś innego przypominam.
Zupełnie sensowne jest to, że ktoś mnie nie lubi, bo nie chcę się podporządkować. Nie należę do łagodnych i pokornych istot dających się ujarzmić. Niestety, nie mam przydatnej w takim wypadku umiejętności budowania opozycji, czyli istotnej cechy przywódcy. Tak już pewnie zostanie. Umrę jako wolny strzelec.
Warto jednak pamiętać, że istotny powód do nielubienia może wynikać z przekraczania norm społecznych, własnych i cudzych granic.
Wracając do zadumy nad lekturą przypomniałam sobie pewne zdarzenie, które pokazuje ocean bezradności, który kiedys dzielił mnie od ludzkiej akceptacji.
Wspomnienie.
Spotkanie klasowe. Dziesiąta rocznica matury. Piękny sloneczny dzień. Miejsce akcj – szkolne boisko. Ciekawość, kto przyjedzie, jak wygląda, co u niego słychać?
Przechodzę przez bramę. W moją stronę kieruje się dwóch chlopaków z byłej klasy. Zajęci rozmową. Jest dużo przestrzeni. Nie można mnie nie dojrzeć. Od razu ich poznaję. Niewiele sie zmienili. Ja zreszta też.
Usmiecham się. Mijamy się i nic. Jakbym była powietrzem. Jeszcze pamiętam ten ból i wrażenie, jakbym się rozsypywała. Uczucie kompletnej bezwartościowości i unicestwienia.
Z niedalekiej ławki po chwili dostrzegam, że w bramie pojawia się nasza klasowa gospodyni. No tej to już nie można nie zauważyć. Pędzi z rozwianym włosem na wprost owej dwójki. Oni robia to samo, co ze mną. Mijaja ją bez reakcji. Co zrobiła Marjolka? Na cały głos krzyknęła:
– Hej! A wy co?! Nie widzicie mnie?!
Dla mnie to był szok. Jak ja jej zazdrościłam! Pewności siebie, poczucia istnienia, walki o siebie.
Ten wstyd, który przeżyłam nie mial nic wspólnego z nauką. Miał zupełnie inne źródło. Pojawił się niespodziewanie, jako emocjonalny zapis bolesnych wspomnień. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że drzemie we mnie wiele takich śladów. Dawały objawy w postaci nieadekwatnych emocji, a rak duszy nadal pozostawał poza kontrolą. Rak kryjący się pod pytaniem:
“Co jeszcze muszę zrobić mamo, żeby zasłużyc na twoja miłość?
Leave a Reply