Co najlepszego może się zdarzyć jeśli zdecyduję sie dorosnąć?

Zastanawiam się nad tym pytaniem. Mam za sobą nieudane małżeństwo. Dużo wysiłku kosztowało mnie bycie wierną sobie w kawałku przysięgi “na dobre i na złe”. Poszukiwałam pomocy, rozwiązań. Cierpliwie czekałam na efekty. Równocześnie zrozumiałam swoje uwikłanie i pracowałam nad sobą. Uwalniałam swoje demony, uczyłam się rozumienia i tolerancji. Łagodniałam w surowych ocenach innych ludzi. Przestawałam się starać, zasługiwać, oczekiwać. To co robiłam zaczęło mi sprawiać przyjemność tylko dlatego, że to się dzieje. Nauczyłam sie czerpać przyjemność z bycia i doświadczania.

Przyszedł jednak czas, że uznałam swoja porażkę. Człowiek, o którym mówiłam, że jest dobry, dzielny i mądry okazał się zły, tchurzliwy i głupi. Na dodatek niebezpieczny. Musiałam chronić swoje życie.

To doświadczenie odbiło się na utracie zaufania. Zbliżyłam się do kobiet, nauczyłam sie czerpać z cudownej kobiecej energii troski, opieki, emocji. Natomiast oddaliłam sie od mężczyzn. Bezpiecznie czuje sie z tymi, którzy są w związku. Wolnym nie ufam.

Tu pojawia sie pytanie: Czy podejmowanie wysiłku w poszukiwanie nowych relacji to dorosłość? Moja koleżanka nie poddawała się i inicjowała nowe kontakty. Kilka nieudanych prób jej nie wycofało. Twierdzi, że nie chce byc sama. Podobno teraz jest w dobrym związku.

Zatem mam dylemat. Czy dorosłość przejawia sie w byciu z mężczyzną?

Jest wiele za: ciekawość odmiennego punktu widzenia, inna energia, wrażliwość

10 responses to “Co najlepszego może się zdarzyć jeśli zdecyduję sie dorosnąć?”

  1. Ja to pytanie problematyczne stawiam inaczej: czy dorosłość przejawia się w byciu z mężczyzną na codzień czyli tzw potocznie “na stałe”?
    I moja odpowiedź brzmi… “nie”. Nie trzeba mieć mężczyzny na codzień, aby czerpać z całego bogactwa odmienności mężczyzny od kobiety.
    Można wybrać tego jednego w danym momencie, który jest/będzie najbliższy, ale wcale nie trzeba go kontraktować. I ten brak przymusu bycia razem na codzień, aby czuć się spełnioną jest dla mnie objawem dorosłości.

    “Czy podejmowanie wysiłku w poszukiwanie nowych relacji to dorosłość?”
    Nie, to chyba ma niewiele wspólnego z dorosłością. To bardziej objaw pewnej ewolucji podjeścia do jakości życia, przyszłości, wyznawanych wartości życiowych niż samej dorosłości.
    Ja wychodzę z założenia, że staram się szukać wartościowych relacji bez względu na to jaką płeć ma druga strona. Owszem cześciej natrafiam na kobiety, bo tak jest jednak łatwiej, ale nie unikam relacji z mężczyznami, jesli tylko widzę, że jest to szansa na wniesienie czegoś pozytywnego, inspirujacego do mojego życia.
    Intelekt mężczyzny jest dla mnie bardziej ważny niż jego stan cywilny. Niestety to moje podejście nie jest do końca typowe, co wiąże się czasem z wieloma różnymi przeciwnościami zakłócajacymi relację (niekiedy rozbrajająco idiotycznymi ;))
    Lubię mądrych mężczyzn, a tych jest jednak mniejszość, więc siłą rzeczy mam więcej relacji z kobietami 😉

    1. Interesująca argumentacja.
      Zgadzam się w przemyśleniach na temat dorosłości jako podejmowania wysiłku w poszukiwanie nowych relacji. Jedno z drugim nie ma nic wspólnego.

      Co do kontraktu, tu się różnimy. Moja znajoma powiedziała, że nie zgadza si na to żeby ją testować i postanowiła, że nie zamieszka z partnerem bez konkretnej decyzji o

    2. Interesująca argumentacja.
      Po zastanowieniu – dorosłość nie ma nic wspólnego z poszukiwaniem nowych relacji.

      W sprawie kontraktu na stałe mam inne zdanie. Bycie razem w formalnym związku ma inną jakość. Dla mnie to nadal rodzaj zobowiązania połączony z rytuałem. Wnosi konieczność ustępstw, odpowiedzialności, wiele ograniczeń. Obserwując znane mi związki nieformalne zauważam, że oparte są one na lęku przed deklaracją, lęku, że kobieta przestanie być atrakcyjna. Zawsze mnie bawi, kiedy ludzie decydują się na legalizację związku przy okazji I komunii, albo zapisie do szkoły. Jedna para urządziła weselisko, bo synek zaczął pytać: ” A dlaczego moja mama mówi do mojej babci Pani?”
      Co Ty na to?

  2. A jeśli to kobieta nie chce formalizowac związku? 😉
    Mnie też bawi mocno to legalizowanie, bo “co ludzie powiedzą?”. Jestem typem człowieka, który częściej idzie pod prąd niż daje się ponieść, więc mój związek jest oczywiście nieformalny 😀
    Mieszkanie razem jest właśnie pewną formą zobowiązania, bo jest to autonomiczna decyzja jednostek, co do wspólnego miejsca zamieszkania. Ma to takie same codzienne wady i zalety, jak związek formalny. Nie w tym rzecz.
    Pisząc o kontrakcie miałam na myśli bardziej to, że aby mieć satysfakcjonującą relację z mężczyzną, wcale nie muszę zawierać kontraktu (formalnego, czy tez nie) na wspólne mieszkanie i codzienność. Aktualnie to nawet uważam, że dla mnie osobiście jest to niekorzystne. Nie potrzebuję cudzego prania w mojej łazience, aby czuć że coś znaczę dla drugiej osoby. Ten poziom bliskości nie daje mi automatycznie satysfakcji z bycia razem, bo w takiej opcji czuję się potrzebna. Dla mnie ważne jest odczucie bycia potrzebną intelektualnie, emocjonalnie i fizycznie, a nie zadaniowo (pranie, sprzątanie, obiad itp).
    Ja po prostu uważam, że wcale nie trzeba ze sobą mieszkać, aby tworzyć pozytywną i twórczą relację.

    1. Znam przypadki, że kobieta nie chce i inne, częstsze, gdzie ta niechęć jest po stronie mężczyzny.

      Natomiast, kiedy tak sobie myślę o sobie, wiem, że wchodząc w nowy związek w tej chwili mojego życia na pewno zrobiłabym intercyzę i nigdy w życiu nie sprzedawałabym majątku, aby razem wybudować dom i w nim zamieszkać.
      I tego najbardziej znajomym parom zazdroszczę.

      Może czeka mnie to w następnym życiu?

      Zgadzam się, że nie trzeba ze sobą mieszkać, aby relacja była twórcza i pozytywna. Tylko to o czym mówisz, to chyba inna jakość.

  3. Możesz przybliżyć, co masz na myśli pisząc “jakość” związku/w związku? Niestety nie wiem jak odnieść się do tego, bo nie wiem, co kryje to sformułowanie dla Ciebie.

    1. Zastanawiałam się nad odpowiedzią i przyszło mi do głowy trochę przewrotnie:
      Ta inna jakość, to wszystko to, czego Ty nie chcesz mieć mieszkając razem.
      Co Ty na to? 🙂

      1. Miałam nadzieję, że jednak bardziej wysilisz się 😀
        Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że zajmowanie wspólnie tej samej przestrzeni na codzień i pranie cudzych ciuchów, albo tzw. kompromisy, które naprawdę są ustępstwami dla świętego spokoju nadają istotny sens Twojemu życiu? 😉
        Ja po prostu nie uważam, że priorytetem dla satysfakcji życiowej jest wspólna codzienność i wspólna sofa. Wspólne w związku są tylko dzieci i tego zmienić się nie da, ale reszta jest płynna.
        Im dlużej z Tobą o tym piszę, tym bardziej uświadamiam sobie, że właśnie ten wybor, który niesie z sobą odrębność i indywidualność jest dla mnie bardzo istotna.
        Nie czuję się pusta ani niepełna, gdy nikt mi nie zabiera pilota od sprzętu 😀

      2. Doskonale rozumiem Twoją potrzebę wolności dysponowania swoim czasem, miejscem, przestrzenią. To są niezaprzeczalnie bardzo wartościowe dobra osobiste. Wielu ludzi na to nie stać. Powiem więcej – oni się tego BOJĄ.
        Boją się być sami ze sobą. Boją się zrobić coś bez potrzeby angażowania kogokolwiek. I to jest skrajność.

        A teraz powiem Ci coś jeszcze.
        Mój świat tworzą różne kręgi. Są ludzie do których jest mi daleko i są tacy, którzy są bardzo bliscy.
        Kiedy ktoś zachowuje się w przykry dla mnie sposób, załóżmy na potrzeby tej dyskusji – nie chce dać pilota – i jest w strefie: “za chwilę się rozstaniemy” – jego zachowanie mnie dotyka w sposób mało znaczący.

        Kiedy osoba jest w strefie “znamy się trochę dłużej” wtedy też mogę znieść dyskomfort, choć nie jest to przyjemne.

        Teraz strefa “moi przyjaciele” – Co się dzieje? Mój poziom tolerancji wzrasta. Jestem gotowa znacznie więcej wybaczyć. Nie takie sprawy są za nami, mogliśmy za to liczyć na siebie w innych, znacznie bardziej istotnych.

        Czas na strefę “moi bliscy” – i tu, jak wiesz może być różnie. W domu ludzie zdejmują maski. Puszczają hamulce, warczą na siebie jak wściekłe psy.
        A jednak, kiedy zacznę być bardziej świadoma swoich emocji, tego, jak mogą wpływać na moje zdrowie, zaczynam bardziej się pilnować. Zaczynam odpuszczać i rezygnować. Zaczynam dawać i obserwuje, czy jest wymiana. Za każdy dar daję więcej cierpliwości, zrozumienia.

        Wtedy, gdy byłam żoną, miałam trochę tego szczęścia, “pranie cudzych ciuchów” sprawiało mi przyjemność, było przyjemnym trudem.
        Gotowanie dla kogoś, kto mnie po swojemu kochał, było swoistym nasyconym miłością doświadczeniem. Gotowałam, choć kuchnia zawsze mnie męczyła i nie była moim królestwem. I gotowałam smacznie 🙂

        Te właśnie, jak mówisz, kompromisy, czy ustępstwa dla świętego spokoju nadawały mojemu życiu sens, tworzyły bliskość, pozwalały na intymność i zaangażowanie. Były niezaprzeczalnie ważnym dla mnie doświadczeniem. Tylko wtedy jeszcze nie wiedziałam, że mój były mąż się podda. I przestanie walczyć.
        Ale to już zupełnie inna historia…

Leave a Reply

Fill in your details below or click an icon to log in:

WordPress.com Logo

You are commenting using your WordPress.com account. Log Out /  Change )

Twitter picture

You are commenting using your Twitter account. Log Out /  Change )

Facebook photo

You are commenting using your Facebook account. Log Out /  Change )

Connecting to %s

%d bloggers like this: